sobota, 31 marca 2012

Tron Chrystusa Króla


Niedziela Palmowa
Wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw. Wołali: „Hosanna. Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie” oraz: „Król izraela!” (J 12, 12-13)
Oni wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali mu twarz, policzkowali Go i mówili: prorokuj. Także słudzy bili Go pięściami po twarzy. (Mk 15, 64-65)
Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z cierni, włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: Witaj, królu żydowski! Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd (...) Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. (Mk 15, 16-20)
O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lama sabachtani. To znaczy: Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mk 15, 34)
W dzisiejszej liturgii zderzają się dwa wyobrażenia o świecie. Boskie i ludzkie. Uwidaczniają się one w dwóch okrzykach: „hosanna Królowi Izraela!” i „na krzyż z nim!”. Niewątpliwie krzyczący tłum pokazuje nam prawdę o nas samych, którzy raz wołamy „hosanna”, a raz „na krzyż”. Jednakże najistotniejszym jest, aby dostrzec, że królewski wjazd Chrystusa do Jerozolimy, możemy zrozumieć tylko w kontekście Jego Męki i śmierci.
Boże spojrzenie na świat jest zgoła odmienne od patrzenia naszego. Pokazuje to fakt, że tron Chrystusa Króla nie został ustawiony w królewskich komnatach Heroda, czy pałacu Piłata. Nie stanął również pośrodku świątyni Jerozolimskiej. Został natomiast wzniesiony na Golgocie. Pośród nas, złoczyńców.
Objawia się przed nami tajemnica naszego Boga Króla, który za nas oddał swoje życie. Stojąc pod Jego tronem na Golgocie, jesteśmy mu winni okrzyk wdzięczności, którym jest radosne hosanna. 
Po ludzku wydaje się to niedorzecznością. Jak że się radować. Wszak pod krzyżem widzimy ból ocierający się o rozpacz.
Tej prawdy nie da się wytłumaczyć słowami. Trzeba ją przejść z Chrystusem. Doświadczyć Jego przebaczenia. Dotknąć miłości. I pewnie dla tego nie sposób po tej Męce wiele powiedzieć. To co wyznać możemy to tylko naszą wiarę. W jego obecność i królowanie. Wypowiadając z głębi serca „chwała”, „hosanna”, ...dziękuję.
ks. Arkadiusz Lechowski

niedziela, 25 marca 2012

Droga krzyża


V  Niedziela  Wielkiego Postu
(...) A Jezus dał im taką odpowiedź: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadani wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, (...)

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”. (...)

por.J 12,20-33
Chrystus mówiąc o ziarnie pszenicy, które musi „obumrzeć”, (por. J 12,24) ukazuje ludzki dramat przemijania i poczucia bezużyteczności. W obumierającym ziarnie można również dostrzec, uczucie braku sensu istnienia, które jest źródłem największego ludzkiego cierpienia. 
Słowa Chrystusa, w widoczny sposób ukazują konieczności wzięcia własnego krzyża. „Jeśli bowiem ziarno nie obumrze, zostanie samo” i nie przyniesie plonu. (por. tamże). Prawda ta, nie jest jednak   jakimś tanim pocieszeniem, ani próbą usprawiedliwienia cierpienia. Mylił by się również ten, kto by sądził, iż Chrystus ów krzyż gloryfikuje. Chociaż  krzyż jest koniecznością ludzkiego życia, to nie jest on jego istotą. Celem jest bowiem „wydanie owocu”. Musimy pamiętać, że pomimo tego, iż życie czasami trzeba stracić (por. J 12,25), to nie do śmierci, lecz do życia zostaliśmy stworzeni. 
Bez zrozumienia powyższej prawdy ludzkiego przeznaczenia, można opacznie ustawić krzyż jako cel naszej drogi. Wówczas używając pięknych słów i szlachetnych idei, łatwo zbagatelizujemy tragizm ludzkiego cierpienia. Będziemy nakładali krzyże i ciężary innym, nie tolerując jakichkolwiek oznak sprzeciwu, czy wątpliwości.
Pokory wobec cierpienia, możemy uczyć się od Chrystusa. On sam odczuwał przed nim lęk. Przyjmował je niechętnie i chciał je oddalić (por. J 12,27). Jednak ufając Ojcu, zgodził się na przyjęcia krzyża. Wiedział, że pomimo dramatu poczucia osamotnienia i bezsensu istnienia, nie pozostanie sam. Że wywyższony na krzyżu „przyciągnie nas do siebie” (por.J 12, 33), aby nadać nam sens istnienia i obdarzyć, życiem do którego zostaliśmy stworzeni.
ks. Arkadiusz Lechowski

niedziela, 11 marca 2012


III  Niedziela  Wielkiego Postu
„Ja jestem Pan, twój Bóg, (...). Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie.(...)”    por.:Wj 20,1

(...) Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. (...)
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» 
Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo».
Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?»
On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.    
por.: J 2, 13-25


Scena wypędzenia kupców z Świątyni Jerozolimskiej niewątpliwie  przypomina nam o własnym stosunku do świata materii i pieniądza. W tych relacjach zawsze musimy pamiętać kto komu i czemu ma służyć i że nadrzędnym celem tych relacji jest oddanie czci Jedynemu Bogu. (por. Wj 20, 1-6) Cały Świat nam powierzony mamy pomnażać i rozwijać po to aby pełniej rozpoznać Boga i wypełnić Jego przykazania. 
Oczywiście w tym wszystkim kluczowe jest owo rozpoznanie. Nie do końca mogli uczynić to Żydzi niezdający sobie sprawy ze zmartwychwstania i Świętości Chrystusa. (por.: J 2, 20) teoretycznie jesteśmy mądrzejsi o dwa tysiące lat i przekazaną nam przez apostołów prawdę o zmartwychwstaniu. 
Dlaczego jednak tak trudno nam zobaczyć różnice pomiędzy kościołem a Kościołem. Wszak nierzadko kruszymy kopie o instytucje i kamienie, zapominając o Świątyni którą jest człowiek. Wszak gdybyśmy zadbali o wspólnotę i świętość Kościoła, wówczas instytucja i budowle nie tylko nie były by zagrożone, a stały by się świadectwem naszego oddania czci Bogu i jego przykazaniom.





ks. Arkadiusz Lechowski

niedziela, 4 marca 2012

Objawienie Boga


II  Niedziela Wielkiego Postu



(...) przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe (...). I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”(...) por.Mk, 2-10


Apostołowie będąc świadkami rozmowy Jezusa z Eliaszem i Mojżeszem, doświadczyli tego co dzisiaj nazywamy „objawieniem”. Ono może wprowadzić nas w zdumienie, a nawet „przestraszenie”, które nie tylko odbiera mowę, ale również powoduje, że człowiek sam nie wie już co mówi.
Jest coś w ludzkiej naturze, że w chwili kiedy doświadczamy rzeczy nadprzyrodzonych, łatwo skupiamy się tylko na tym co przekracza poznane przez nas prawa fizyki. Na tym  co wyrywa nas z szarej rzeczywistości świata materialnego do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Wówczas łatwo jest nam zbudować jakąś „sensacyjność”, w której klimacie chcielibyśmy zamieszkać, rozbijając własne „namioty”.
Będąc obecnie w Medjugorie doświadczam piękna tutejszego klimatu, z muskającymi promieniami słońca na czele. To miejsce niesie z sobą jakąś tajemnicę objawień Bożych nie tylko w przyrodzie, ale również w tysiącach nawróceń, dokonujących się poprzez łaskę sakramentu spowiedzi. Objawia się w tym cud Bożej Chwały.
Oczywiście również tutaj istnieje niebezpieczeństwo, że człowiek może zatrzymać się nie na tym co najważniejsze. Wówczas będzie tropił „sensacyjność” nadprzyrodzonego zburzenia szarej codziennej rzeczywistości. W skrajnych przypadkach może nawet nie liczyć się już z Ewangelią i nauką Kościoła. Może dopominać się końca świata, zachęcając do kupowania świec woskowych, które miały by chronić go od rzekomych ciemności, które przyjdą w roku końca świata Majów. Może śladem suspendowanego księdza tropić wszędzie pentagramy i rzucać klątwy. Może człowiek głosić jeszcze wiele niedorzeczności. To wszystko jednak nie pochodzi od Gospy, ani objawień Medjugorskich.
Piękno Medjugorie uwidacznia się w różnorodności pielgrzymów i dbałości tutejszej parafii o jedność z nauką Kościoła. Tutaj potrzeba pokory, aby ujrzeć i doświadczyć głębie tego miejsca. Aby nie zatrzymać się nawet na „lśniących szatach” a dojrzeć miłość Chrystusa i matczyną troskę Maryi.
Najważniejsze słowa, które usłyszeli apostołowie na Górze Przemienienia, to wezwanie do posłuszeństwa Chrystusowi, gdyż "On jest umiłowanym synem Boga". W Medjugorie Gospa wzywa do tego samego posłuszeństwa, „aby uczynić wszystko cokolwiek On nam powie”. Nawet jeśli będzie to droga krzyżowa przez Kiżewac, której ciężaru musiał doświadczyć Abraham. (por. Rdz 22 1-15) pozostaje obietnica, że doświadczymy rześkiego poranka zmartwychwstania.



ks. Arkadiusz Lechowski

niedziela, 26 lutego 2012

Przynależność Boga


I  Niedziela  Wielkiego Postu

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, Czterdzieści dni przebywał na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród [dzikich] zwierząt, aniołowie zaś Mu usługiwali. Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 12-15)
Tak rzekł Bóg (...): „Oto Ja zawieram przymierze z wami i waszym potomstwem, które po was będzie; z wszelką istotą żywą, która jest z wami (...).  (Rdz. 9, 8)



Wielki Post jest czasem wyjścia na pustynię. Miejsce to, jest symbolem, nie tylko samotności, czy próby. Ono przypomina nam również niewierności Izraelitów, którzy na pustyni szemrali przeciw Panu. Na pustyni krążą dzikie zwierzęta, czyha szatan i jego pokusy.  Jednakże Chrystus zaprasza nas na pustynię, nie dla tego że chce wystawić nas na pokuszenie i niebezpieczeństwo grzechu, ale po to, abyśmy mogli uświadomić sobie nasze własne grzechy i przejść kolejne nawrócenie.


Oczywistym się zdaje, że aby przyjąć zaproszenie Chrystusa do nawrócenia, wpierw musimy uświadomić sobie to od czego mamy zawrócić.

Świadomość własnego grzechu nie należy do najłatwiejszych. Boimy się bowiem, iż ta prawda o nas samych mogła by zaprowadzić nas na granice rozpaczy. Dlatego tak ważnym jest aby nasza „wielkopostna wędrówka” odbywała się w towarzystwie Tego, który chroni nas od beznadziei i samounicestwienia.  
W tym niełatwym procesie samoświadomości, przychodzi nam z pomocą dzisiejsza liturgia słowa, która przypomina o zawartym z nami „przymierzu”. Tworzy ono najwyższy stopień „przyjaźni”, która jest wzajemną „przynależnością”. Dzięki temu „przymierzu” my „przynależymy” do Boga, a Bóg „przynależy” do nas. Bóg stał się naszą własnością. „Ogołocił samego siebie aby na równi być z nami” (por. Flp 2, 6-8). W imię „przyjaźni” oddał się On w nasze ręce, aby nam się podporządkować i „być posłusznym aż do śmierci -i to śmierci krzyżowej” (por. tamże).
W obliczu Bożej wierności musimy zadać sobie pytanie o naszą wierność i niewierność. O naszą przynależność do Boga. O bezinteresowne zatracenie siebie, własnych planów, marzeń i ambicji. O zaniechanie bezwarunkowego przyjęcia Bożych planów i praw. O nasz grzech, który jest zrywaniem więzi z Bogiem.
W zderzeniu naszej niewierności z wiernością Boga, niema jednak miejsca na rozpacz. Gdyż choć wiele razy łamiemy „przymierze”, to On nas nie opuszcza. Bóg pozostaje wierny swojej „przynależności”. Paradoksalnie to nasz grzech sprawił, że Bóg przez Jezusa zawarł z nami „przymierze tak mocne, że nic nie może go złamać”. (por. 1ME o Taj.Poj.) Nawet nasza niewierność.
Prawda o tym Bożym Miłosierdziu nie może jednak być zachętą do bezrefleksyjnego patrzenia w przyszłość zapewnioną przez wierność Boga. Ona powinna być początkiem refleksji nad własnym życiem i grzechem, gdyż „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże” (Mk 1, 15). Zatem nawracajmy się i uwierzmy w Dobrą Nowinę o Bożej wierności.



ks. Arkadiusz Lechowski





sobota, 31 grudnia 2011

Smakować Boga


Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki
Pasterze pospiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu.
A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali.
Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.
A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. (Łk 2, 16-20)
Doprawdy musieli pasterze zadziwiać wszystkich, którzy słyszeli ich opowieści. Wszak opowiadali o światłości niebieskiej, zastępach anielskich i zapowiadanym Mesjaszu. Zaś w Betlejem można było zobaczyć jedynie zwyczajną ziemską rzeczywistość. Trzeba wielkiej wiary, aby w tej pospolitej codzienności dostrzec samego Boga. 
Sztuki patrzenia oczyma wiary uczy nas dzisiaj Maryja, która wszystko zachowywała i rozważała w swoim sercu. Ona nie przesądza, nie poucza o zwiastowaniu, czy zbawczej misji swego Syna. Maryja w swojej pokorze jest świadoma, że jeszcze nie wszystko może pojąć, że wciąż uczy się dostrzegania działania Boga.
Stając na początku Nowego Roku. Czasu kolejnych planów i zmian. Może raz jeszcze powinniśmy spojrzeć na wydarzenia w Betlejem. Na czas od którego wszystko się rozpoczęło. Co prawda opis narodzenia Chrystusa, jest nam teoretycznie dobrze znany i mogło by się wydawać, że wszystko już wiemy. Że nie ma co się nad nim zatrzymywać. Należy co najwyżej wielbić Boga wraz z pasterzami. Tańczyć i wykrzykiwać z radości, że Bóg się narodził.
Dziwnym jest jednak, iż ów taniec jakoś nam nie wychodzi. A chętniej niż  o Narodzeniu Boga rozprawiamy o polityce i kryzysie ekonomicznym. Dlatego raz jeszcze spójrzmy na niemowlę w żłobie, które nie znalazło się w tym miejscu z przypadku. Zdumiejmy się faktem, iż Bóg daje nam siebie do jedzenia.  Mamy smakować Jego obecność i Jego Słowo. On chce byśmy spożywali Jego Ciało, które dał nam za pokarm. 
Trzeba wiele pokory, aby wejść do stajni, pochylić się i jeść. Trzeba dużej odwagi, aby dostrzec swoje ograniczenia i poczuć, głód samego Boga. Po prostu potrzeba świeżego spojrzenia na siebie i otaczający nas świat, oraz mocnej wiary w Jego obecność w naszym codziennym, zwyczajnym życiu.
  ks. Arkadiusz Lechowski


sobota, 24 grudnia 2011

Na tym świecie, nie z tego świata


Boże Narodzenie
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta.

Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna.

Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie.       
(Łk 2 1-7)
Rozpoczynając opis narodzenia Jezusa, Ewangelista wspomina spis ludności, który miał odbyć się za czasów Cezara Augusta. Celem tej wzmianki jest nie tylko  umiejscowienie narodzin Chrystusa w jakichś konkretnych ramach czasowych. Autor przede wszystkim chce, abyśmy mogli zachwycić się tą prawdą, że Bóg stał się człowiekiem i zamieszkał wśród nas. Będąc Panem tego świata, przychodzi nie z tego świata, jednakże tym światem nie gardzi. On się w ten świat wpisał, dając się zapisać w powszechnym spisie ludności. Staje się jednym z nas, wpisując się we wszystkie struktury społeczne, administracyjne i polityczne.
Ukazując tą uległość Boga względem naszego świata, Ewangelista Łukasz nie pozostawia  jednak złudzeń co do misji Chrystusa. Przeciwstawiając Jego królowanie, czasom panowania Cezara Augusta, który zasłynął wprowadzeniem pokoju militarnego w cesarstwie, Ewangelista podkreśla, że Chrystus nie jest Mesjaszem politycznym. Nie będzie naprawiał struktur administracyjnych, czy gospodarczych. Nie jest On rewolucjonistą społecznym. Jego Pokój przekracza granice i ramy tego świata.
Jezus przyszedł w konkretnym czasie i rodzie Dawida. Przyszedł jednak nie tylko do jednego pokolenia czy narodu. Stając się człowiekiem, utożsamił się z każdym z nas,  z naszymi radościami, nadziejami, smutkami i trwogami. On daje nam alternatywę, która niejednokrotnie przekracza nasze oczekiwania, gdyż nie odnosi się do dostatniego życia na tym świecie, ale do zbawienia w wieczności.
  ks. Arkadiusz Lechowski